Ten wpis będzie nietypowy i bardzo osobisty. Bo niby o zamku, ale bardziej o samej wyprawie. Mój owczarek belgijski Wermut w wieku 13 lat i 2 miesięcy zdobył Castello di Brescia. Dokładnie dwa miesiące i tydzień przed śmiercią, jak się potem okazało. Dlatego przytaczam to, co napisałam bezpośrednio po wycieczce. Włosi kochają psy, z psem można wejść prawie wszędzie, również na zamek, nawet do muzeów. W muzeach na zamku z nim nie byłam, bo to wymagałoby chodzenia po schodach, a on był już bardzo chory.
Trasa na zamek i z powrotem
(Tekst napisany 14 marca 2018 roku.) Oświadczam wszem wobec i każdemu z osobna, że Wermut jest fenomenem na skalę światową! Ale po kolei. Po pierwsze, doszedł pieszo z domu na Zamek i z powrotem. Google maps twierdzi, że to 3,5 km w jedną stronę, przy czym ostatnie 800 metrów po schodach.
My, z przyczyn oczywistych, nie szliśmy po schodach, tylko serpentyną wokół wzgórza zamkowego, pod górę krótszą, w dół dłuższą, a dlaczego, to o tym za chwilę. Więc lekko licząc 3 km więcej.
Czyli Wermut w wieku 13 lat i 2 miesięcy przeszedł co najmniej 10 km, z czego ok. 2 km pod górę i prawie 3 km w dół. Oczywiście z przystankami, z pojeniem wodą itd. W plecaku na wszelki wypadek miałam kaganiec, a w kieszeni kartę miejską, żeby wrócić autobusem, gdyby po zejściu ze wzgórza zamkowego nie miał już siły iść te 2,5 km po płaskim. Nie były potrzebne.
Wermut znajduje najwygodniejszą drogę powrotną
Po drugie, o tym, że Wermut potrafi znajdywać najkrótszą drogę do domu, na przystanek autobusowy, na dworzec kolejowy, wiedziałam od półtora roku, od przyjazdu z nim do Bolonii. Nie przypuszczałam jednak, że umie również znajdywać drogę najwygodniejszą.
Pod górę szliśmy brukowaną alejką. Trochę kostki brukowej, trochę sfatygowanych, ale jednak dla mnie przez podeszwę adidasów odczuwalnych kocich łbów, dla niego odczuwalnych tym bardziej. No i gdy po odpoczynku, zrobieniu zdjęć itd. powiedziałam, że wracamy, Wermut po zejściu tam, gdzie kończyły się kamienne podjazdy dla wózków inwalidzkich, mija wejście na alejkę, którą przyszliśmy i idzie dalej.
Nauczona doświadczeniem, że Wermut wie, co robi, idę za nim. Wermut mija parking i skręca prawie w przeciwnym kierunku W ASFALTOWĄ ALEJKĘ DLA PIESZYCH!!! Dłuższą, ale znacznie wygodniejszą, szczególnie przy schodzeniu w dół, szczególnie dla starego psa ze zwyrodnieniami stawów barkowych. Na ostatnim kawałku musimy wejść na jezdnię, bez chodnika, ale to zaledwie 100 m z ograniczeniem prędkości do 10 km/h.
Ale to jeszcze nie wszystko
Po trzecie, dochodzimy do przystanku autobusowego, ale Wermut ani myśli się zatrzymać, więc idziemy dalej w stronę do domu. Przypominam sobie, że gdzieś tutaj jest punkt odbioru worków na śmieci, które muszę odebrać do przyszłego poniedziałku na cały następny rok (punktów jest kilka, ale ten jeden adres zapamiętałam, bo widziałam wielokrotnie przy okazji spacerów nazwę ulicy – Monte Grappa). Mam ze sobą wszystkie dokumenty, więc również „kartę śmieciową”.
Mówię Wermutowi: „idziemy odebrać worki na śmieci”. Worków są 2 rodzaje – duże plastikowe na plastiki i małe biodegradowalne na śmieci organiczne. Te małe mają dość specyficzny zapach. Wermut patrzy na mnie, po czym wysuwa się do przodu i idzie. OK, idę za nim. Doprowadza mnie jak po sznurku do punktu odbioru. Ciepło jest, więc drzwi są otwarte. Wermut podchodzi do lady, ja podaję pani kartę, a Wermut BIERZE DO PYSKA RULON WORKÓW BIODEGRADOWALNYCH I MI GO PODAJE!!!